czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 3

-Hej, Hej Rose, obudź się proszę - usłyszałam nad głową. Powoli otworzyłam oczy i ku mojemu zdziwieniu dalej było ciemno, zmarszczyłam brwi i spróbowałam jeszcze kilka razy - dalej było ciemno. "Nie no popsuło się czy co?" pomyślałam, zawsze jak czytałam różne opowiadania to była sytuacja, że dziewczyna mdleje, potem się budzi, próbuje otworzyć oczy ale oślepia ją białe szpitalne światło, to głupie ale też tak zawsze chciałam, ach te dziwne marzenia Rose. Podniosłam powoli rękę, która okazała się być trochę za ciężka, opadła mi na twarz a ja przybiłam sobie facepalma. Ta ręka naprawdę była za ciężka! W miejscu gdzie wylądowała poczułam ciepłą ciecz płynącą powoli. Dotknęła kącika moich ust, więc oblizałam ją ustami - krew - pomyślałam.
-Och. Rose, obudziłaś się - usłyszałam męski głos w ciemności, chwilę mi zajęło żeby uświadomić sobie, że to Justin.
Spróbowałam powoli usiąść, wszystko mnie bolało, a szczególnie brzuch.
-Justin? Co się stało? Gdzie ja w ogóle jestem i czemu tu jest ciemno?Po obróceniu się o 180 stopni byłam twarzą w twarz z wielkim oknem które dawało trochę światła, ale nie dużo, ciemne zasłony wszystko pochłonęły.
Odsłonił je połowicznie, i pomieszczenie napełniło się blaskiem dnia. Wtedy dopiero zauważyłam, że moja prawa ręka jest w gipsie, ja leże w samym staniku a brzuch zakrywa mi bandaż.
-Aaa! - wydarł się Justin i podskoczył na mój widok - Boże, myślałem że zmyłem całą krew. Rzucił się do mnie z chusteczkami.
-Bo było tak ciemno... i ja chyba sobie coś tym gipsem zrobiłam, bo mi się... - głupio było mi to mówić, ale teraz wiedziałam czemu czułam wtedy krew.
-Spokojnie, po prostu trafiłaś w ledwo co zagojone zadrapanie - mrugnął do mnie, wstał i pomachał mi lekko czerwoną chusteczką przed oczami - i po dramacie - rzucił ją na stolik przede mną, gdzie leżała sterta podobnie skoloryzowanych chustek.
-Aaa co się właściwie stało? Bo pamiętam tylko ucieczkę przed Selenom.
-No, z tego co wiem, to cie nieźle pobiła, od razu przyjechał po ciebie karetka i zabrali cię do szpitala, założyli gips, potem się lekko rozbudziłaś i kazałaś im po mnie dzwonić, a gdy przyjechałem, znów zemdlałaś - uśmiechnął się widząc jak ja się rumienię - oj przestań, to było słodkie. Wiem jak nie lubisz szpitali więc namówiłem ich żebym mógł zabrać cię do siebie do domu, a właśnie jeszcze coś, przed wczoraj twoja mama dostała ważny telefon i pojechała z delegacją do Niemiec, wraca za tydzień..co tam jeszcze...mojej też nie ma, pojechała do dziadków i wraca w następną środę ale...
-Momencik, to ile ja właściwie ty leżę? - spytałam gubiąc rachubę czasu.
-W szpitalu byłaś tylko w poniedziałek, wieczorem cię  stamtąd zabrałem czyli leżysz tu już cały wtorek i środę, dziś czwartek.
-Ahaa...a co ze szkołą?
-No twoja mama, Selena i dyrektorka już załatwiły sprawy z odszkodowaniami, ty masz dwa miesiące wolnego, a ja, no cóż mama mi powiedziała, że tak długo jak będziesz mnie potrzebować, nie muszę tam chodzić, moja mama bardzo cię lubi.
-Dzięki, a na co mi ten bandaż na brzuchu?- spytałam wskazując na materiał.
-Miałaś krwotok wewnętrzny, dlatego nie możesz się ruszać - mówiąc to wrócił mnie do pozycji leżącej. Przynieść ci coś? Dawno nie jadłaś - jak o tym wspomniał to faktycznie byłam głodna - a może ciebie gdzieś wynieść?
-Jak Ci się chce to możesz nad basen - wyszczerzyłam się, a on mnie bez problemu wziął na ręce.
-Idziemy tam? - wskazał na białe pufy nad basenem.
-Tak.
-Twoje ulubione miejsce - delikatnie posadził mnie na najniższym z foteli i wrócił do środka.
Zaczęłam rozglądać się do okoła zastanawiając się nad tym jaki ma piękny dom:
Salon
Ogródek
Cały dom
Z zewnątrz był śliczny
Nie zauważyłam, że Justin już wrócił, miał ze sobą dwa owocowe drinki, moje pieczone ziemniaczki - rany jak on mnie zna - i pizze dla siebie.
-Dzięki, ee Justin, czy nie zapomniałeś powiedzieć mi o jednej małej sprawie?
-Hee? - wydał z siebię pytający odgłos gdyż usta miał zapchane pepperoni -Jaaakiej - powiedział przelujac głowę do tyłu tak żeby mu pizza nie wypadła - komiczny widok.
-A wiesz, drobnostka, że DO CHOLERY JESTEŚMY W LOS ANGELES!!
-Kotek, mamy dwa miesiące wakacji - powiedział na pełnym luzie.
-A moje rzeczy? mama? Znajomi?
-Wyluzuj Ross, wszystko spakowałem, twoja mama się zgodziła a moja, ona też nie miała nic przeciwko.
-No dobrze - westchnęłam i wzięłam się za jedzenie ziemniaczków.
-Właśnie, posłuchaj, bardzo chciałbym cie przeprosić - spojrzałam na niego pytająco - wiesz, za to co wtedy mówiłem, że doprowadziłem cię do płaczu, to przeze mnie jesteś w takim stanie, powinienem był ci wierzyć, przepraszam - spuścił wzrok.
- Nie ma sprawy, rozumiem, przecież Selena to twoja dziewczyna, czym byłby związek bez zaufania, a to pobicie to nie twoja wina, nie jest niczyja poza Seleny. Cieszę się, że znasz prawdę.
-Twoja mama powiedziała mi o desce, bardzo mi przykro, to też moja wina, nie musiałem jej rzucać, zaoferowałem ci pomoc a rozwaliłem sprzęt.
-Taak, to akurat była twoja wina i dalej jest.
-Wiem, ale mam coś na przeprosiny - wstał i wszedł na chwilę do środka wrócił z czterema dużymi paczkami po dwie pod każdą ręką, zostawił je i po chwili wrócił podobnie, je też zostawił, i znów wszedł do środka, przede mną było już 8 wielkich paczek a on chyba poszedł po więcej, i rzeczywiście, wrócił jeszcze z czterema malutkimi paczkami i położył mi je przed nogi. Usiadł na jednym z foteli z największym uśmiechem jaki mógł zrobić i przyglądał mi się.
-No, otwieraj - pogonił mnie.
-Daj mi na chwilę telefon, najpierw muszę zrobić temu zdjęcie.
-Nie wygłupiaj się tylko otwieraj.
-Ok, ok już - zaczęłam od tych dużych. W pierwszej był nowy model podświetlonej nocnej deski - O Boże- powiedziałam wyjmując ją i patrząc jak na jakiś obiekt chwały - jak? Jak ty to zdobyłeś? Tego jeszcze nie ma w sprzedaży.
-Dla ciebie wszystko, otwieraj dalej - wziął ode mnie deskę i postawił ją przed sobą.
W następnych czterech były prześliczne świecące Long Board'y.
-Nie wiedziałem, który ci się najbardziej spodoba, to wziąłem wszystkie - ustawił je koło tamtej deski, a ja otwierałam dalej. W kolejnej była deska Extreme, również wylądowała koło tamtych.
W następnej zwykła deska, ale za to jaka piękna. A w ostatniej boski Mountain Board. Zawsze o takim marzyłam, ale nie miałam tyle kasy, żeby jakiś kupić, a one były strasznie drogie, zresztą jak każda dobra deska, nie wyobrażam sobie ile Justin na nie wydał.
Teraz zaczęłam odpakowywać mniejsze tam były kółka do desek 1, 2, 3, 4. Nie raz będąc z Justinem w sklepie zachwycałam się dokładnie tymi kółkami, ale niektóre kosztowały po 250 zł za komplet.
Oparłam się o fotel.
-I jak? Podoba się? - spytał niepewny.
-Czy mi się podoba? Ty się jeszcze pytasz? To najlepsze co ktoś w życiu dla mnie zrobił. Nie zwarzając na rozrywający ból brzucha rzuciłam się na niego i zaczęłam przytulać.
-Kocham Cie, kocham Cie, kocham Cie - mówiłam do niego.
-Ja ciebie też - odpowiedział całkiem poważnym tonem. Cofnęłam się trochę i na niego spojrzałam, zarumienił się, ja też.
-Jak przyjaciela - powiedziałam
-Tak...tak, ja też cie jak przyjaciółkę, to miałem...na myśli.
__________________________
Nie wiem czy ten rozdział ma jakiś sens, nie podoba mi się :/ ale co tam.
Proszę, komentujcie, do następnego :*

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 2

Gdy stwierdziłam że nie mam już łez, powoli wstałam, zebrałam resztki mojego sprzętu, poczłapałam do domu i po prostu położyłam się spać.
______________________________________________

Następny dzień spędziłam w domu, przetaczałam się z jednego boku na drugi i przekręcałam laptopa. Myślicie pewnie, ze nic nie robiła, i macie racje, ale za to już o 19 byłam strasznie zmęczona.
4 razy wyszłam dziś spod kołdry, 3 do toalety i raz na 8:30 do kościoła, jakbym poszła później pewnie spotkałabym tam Justina.
W poniedziałek niestety musiałam iść do szkoły...Wcześniej nawet to lubiłam ale teraz? Nie miałam tam po co chodzić.
Jak co rano wstałam, zjadłam śniadanie, umyłam zęby, ubrałam się i wyszłam. Wszystko robiłam z tym samym wyrazem twarzy - jak bym nie żyła. Wzięłam plecak z pokoju nie sprawdzając czy mam potrzebne książki, poczłapałam po schodach. Przy drzwiach założyłam buty i już chciałam brać deskorolkę ale po chwili cofnęłam rękę przypominając sobie wydarzenie sprzed dwóch dni.
Nie miałam daleko do szkoły, ale nie lubiłam chodzić na piechotę. Nie miałam wyboru, włożyłam słuchawki w uszy i powoli zaczęłam iść w kierunku szkoły.
Stale towarzyszące mi szczęście sprawiło, że zaczął padać deszcz, mi nie chciało się nawet założyć kaptura na głowę, gdzieś miałam czy zmoknę. Szłam w ulewie przez jakieś 10 minut, po wejściu do szkoły wszyscy się na mnie gapili ale z mojej strony nie mogli liczyć, że zaszczycę ich choćby jednym spojrzeniem.
Wszystko w tym dniu wykonywałam jak by z automatu, nie zastanawiałam się czy robię coś dobrze czy nie.
Nauczyciele chyba to zauważyli bo nikt nie wziął mnie dziś do odpowiedzi. Po ostatniej lekcji zauważyłam dopiero, że nie ma w szkole ani Chrisa ani Justina, że nie było Ryana to akurat było oczywiste, dalej jest chory. Ale ważne było to, że właśnie przed chwilą byłam świadkiem uroczej scenki. Schodziłam po schodach do szatni, ale zatrzymałam się w pół piętra widząc pod schodami całującą się parę, i nie było by w tym nic dziwnego gdyby tą dziewczyną nie była Selena. Gdy się tylko zorientowałam zrobiłam im zdjęcie. "Będę miała dowód" pomyślałam. Dziewczyna mnie zauważyła więc natychmiast się cofnęłam i zaczęłam uciekać, nie musiałam się oglądać żeby wiedzieć że mnie goni. Wbiegłam szybko do toalety i zamknęłam się w pierwszej kabinie. Spojrzałam na telefon - fotka wyszła wręcz idealnie:
Od razu wysłałam ją do Justina z podpisem "Twoja wierna dziewczyna, która nigdy cie nie zdradza całująca się z Marco". Poczekałam aż wiadomość dojdzie, schowałam telefon do kieszeni i ostrożnie wyszłam z kabiny. Upadłam na podłogę - ktoś dał mi z pięści w twarz, nie zastanawiałam się długo nad tym kto to, wiedziałam, że to Selena. Chciałam wstać i ją pobić, ale wiedziałam, że byłam od niej co najmniej dwa razy silniejsza. Poza tym, odszkodowanie dla takiej gwiazdy ma o wiele więcej zer niż konto bankowe mojej mamy. Znów mnie uderzyła, i znowu, znowu i raz jeszcze. A na deser kopniak w brzuch.Usłyszałam jak drzwi od łazienki się otwierają, potem krzyki. Rozpoznałam głos dyrektorki, zaraz po tym obraz zaczął się rozmazywać a krzyki oddalać, w oczach zapadała ciemność, i już nic nie słyszałam
_________________
Jest 2 rozdział :)Komentujcie proszę, co się podoba a co nie, to dla mnie bardzo ważne :* do następnego

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 1

Mam na imię Nami Rose, mam 17 lat. dość długie, lekko falowane blond włosy. Moja okrągła twarz chyba idealnie pasuje do moich dużych zielonych oczu, mi się podoba, innym nie musi. Jestem dość radosna, zawsze dużo mówię i jeszcze więcej śmieję, zawszę się kolorowo ubieram, i mam mnóstwo pomysłów, dużo osób mnie za to lubi, ze mną po prostu nie można się nudzić. Żeby nie było tak fajnie to mam jeszcze całą listę wad, między innymi - lenistwo, a o reszcie wolę nie mówić, kto lubi opowiadać o swoich wadach? Ważne jest, że je znam i że staram się nad nimi pracować, moje motto brzmi - nie ważne, że nie wyszło, starałam się, teraz może zrobić to kto inny.

Jestem najlepszą przyjaciółką Chrisa, Ryana i Justina, Nie lubię dziewczyn, wkurzają mnie wytapetowane plastiki. Jedyną dziewczyną jaką naprawdę lubię i toleruję jest Selena, ona tak jak ja ma raczej luźny styl, i razem ze mną jeździ na desce. Jest sławna ale traktuje to jako mała rozrywka w życiu. Jest dziewczyną Justina, to chyba jedyna rzecz jakiej jej zazdroszczę – Jus podoba mi się od 6 kl podstawówki. Ale nigdy mu tego nie powiedziałam. Starałam się też tego nie okazywać.
Dziś sobota i jak zawsze miałam się spotkać z przyjaciółmi.(Oprócz Ryana bo jest chory) Zjadłam szybkie śniadanie, ubrałam się w to i wybiegłam z deską z  domu. Do skate parku dojechałam po około 10 minutach.
Od razu skierowałam się do naszej ulubionej rampy, jak i miejsca spotkań.
Czekali na mnie tam już Christian i Selena. Wygłupiali się razem, klikali coś na telefonach i co chwila wybuchali śmiechem. Sel jak mnie zobaczyła, przybiegła mnie przywitać. Chris rzucił tylko jego „YO”. Dosiadłam się do nich i razem zaczęliśmy wygłupy. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu, wyciągnęłam go z kieszeni spodni. Na monitorze pojawił się napis „Justin” a pod spodem zdjęcie Biebera. Przeprosiłam ich i odeszłam żeby odebrać
-No hej - przywitałam się
-Siema -usłyszałam po drugiej stronie słuchawki
-Coś się stało że dzwonisz? - spytałam
-A coś miałoby się stać? -
-No nie wiem, teoretycznie powinieneś już tu być? -
-Ach, no tak. Ja w tej sprawie, będę za 30 min bo dopiero wyszedłem-
-A no ok, wyjdę ci naprzeciw bo mi już głowa pęka od ich śmiechów
-Będę czuł się zaszczycony pani obecnością – zaczął się wydurniać
-Dobra, to ty się czuj zaszczycony a ja kończę, Pa- jak zawsze po rozmowie z nim na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Krzyknęłam jeszcze do Sel że niedługo wrócę i żeby się nigdzie nie ruszali bo zostawiłam u nich moją deskę. Pobiegłam do wyjścia, i  skierowałam się w stronę przeciwną niż mój dom. Po około 10 minutach zobaczyłam Justina przed sobą.
-Hej!- wrzasnął
Ja mu tylko pomachałam
-Biegłeś? - bardziej stwierdziłam niż spytałam jak byłam jakieś 3m od niego
-Nie,nie,nie..tak – powiedział zdyszany
Oboje się roześmialiśmy, na powitanie mnie przytulił i pocałował w policzek.
W drodze z powrotem do SP gadaliśmy o wszystkim i o niczym..
Jak doszliśmy ustaliliśmy że zamiast krzyczeć od wejścia, obejdziemy wszystko dookoła i nastraszymy ich od tyłu.
Szliśmy tak by oni nas nie zobaczyli, co skutkowało  tym że my też ich nie widzieliśmy, ale doskonale słyszeliśmy. Schowaliśmy się za rampą, a oni nadal nie mogli nas zobaczyć. Nawet ich śmiechy ucichły na chwile.
Chciałam się upewnić że tam jeszcze są, wychyliłam trochę głowę. Byli tam a co dziwne..całowali się?! Miałam ochotę coś krzyknąć ale byłam w za dużym szoku. po prostu się cofnęłam na miejsce.
Spojrzałam na Justina przerażonym i za razem współczującym spojrzeniem. On to chyba zauważył bo też chciał się wychylić. nie powstrzymywałam go, dobrze żeby wiedział z czym chodzi.
Usłyszałam  już tylko krzyk Justina. Selena miała wszystko, a dl niej to i tak za mało. Nie mogłam już ich słuchać. Wstałam, wzięłam deskę i wybiegłam, pobiegłam do parku, usiadłam na ławce koło fontanny i zaczęłam płakać.Po chwili koło mnie usiadł Justin i mnie przytulił
-Czemu płakałaś?-spytał jak już się trochę uspokoiłam
-Przepraszam- powiedziałam między głębszymi oddechami
-Nie masz za co, ale to trochę dziwnie wyglądało, ja krzyczę żeby ich nastraszyć a ty wybiegasz z płaczem - zaśmiał się cicho - nie mów że tak bardzo ty to chciałaś zrobić co?
-Nie, nie o to chodzi - chciałam mu już powiedzieć co widziałam bo Justin chyba nie wiedział co się stało, ale mój telefon mi nie dał, usłyszałam dźwięk mojego telefonu oznajmiający, że Sel mi napisała SMS-a, byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia.
:
"Proszę nie mów nic Justinowi, to nie tak jak myślisz<3" 

 -nie za wiele wyjaśnień - pomyślałam
"To nie tak jak myślisz" - czy ten tekst nie pojawia się w związkach za często?
-Halo? Ja tu nadal jestem wiesz? - usłyszałm głos Justina który wyrwał mnie z zamyśleń

-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Zauważyłem
-Wracajmy już - wstałam z ławki i ruszyłam.
-Dalej mi nie powiedziałaś czemu płakałaś - powiedział doganiając mnie - więc?
-Więc Ci nie powiem - wyszczerzyłam się uroczo.
-No weź - zrobił minę naburmuszonego dziecka
"Kłócąc" się tak przeszliśmy już spory kawałek drogi do mojego domu, postanowiłam mu powiedzieć, w końcu niczego jej nie obiecałam.
Przyspieszyłam trochę kroku by go wyprzedzić - Sel Cię zdradza - powiedziałam odwracając się i zatrzymując - wtedy w parku, na rampie, widziałam jak się całowali - powiedziałam na jednym tchu.
-Nami?!  Jak możesz mówić takie rzeczy! Ona mnie kocha, a ja ją! Miała rację mówiąc, że jesteś tylko zazdrosna, a ja cię broniłem, mówiłem, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi ale ona miała rację - zaczął się cofać - miała rację! Mówiła, że spróbujesz zniszczyć nasz związek! Nie chce Cie znać Nami!Rozumiesz?! Trzymaj się ode mnie i Seleny z dala i od naszego związku!
-Dobrze - powiedziałam powstrzymując łzy, nie wierzyłam, że on powiedział coś takiego, przecież ja mówiłam prawdę, jego problem a boli mnie... - Dobrze! - powtórzyłam głośniej również się cofając i rozrzucając ręce - Zobaczysz, że jeszcze przyjdziesz błagać o przebaczenie, ale wiedz, że ci nie wybaczę!

On zostawił to bez słowa, po prostu odwrócił się i odszedł, widziałam jeszcze jak skręca z powrotem o skateparku
, przypomniało mi się wtedy że Justin niósł moją deskorolkę, zjeżdżała sobię teraz w dół chodnika, rzuciłam się za nią biegiem, zaczęła skręcać i przyspieszać, tylnie kółka stuknęły już o krawężnik i wtedy przejechał samochód. Uklękłam na chodniku i zaczęłam płakać, przyjaciele mnie zostawili i nawet deskorolka, w dodatku zaczęło kropić, moment potem lało jak z cebra ale ja nie ruszyłam się nawet o centymetr. Deszcz na mojej twarzy mieszał się z potokami słonych łez, i razem uderzali o chodnik.
Gdy stwierdziłam że nie mam już łez, powoli wstałam, zebrałam resztki mojego sprzętu, poczłapałam do domu i po prostu położyłam się spać.
__________________
Mój pierwszy rozdział na tym blogu, piszcie co wam się podobało, a co nie, z góry dziękuję za wszystkie komentarze. :)